Pomimo gorącego dnia zdecydowaliśmy się po zwiedzeniu zamku Tenczyn odwiedzić Wąwóz Bolechowicki. Był to strzał w dziesiątkę, gdyż panowała tu bardzo przyjemna temperatura, dająca wytchnienie od upałów. Po krótkim spacerze doszliśmy do wodospadu składającego się z dwóch progów.
Postanowiliśmy znaleźć miejsce w którym pojawia się w wąwozie woda, ale po przejściu całej dolinki znaleźliśmy tylko trochę błota.
Ostatnim zamkiem który planowaliśmy zwiedzić w czasie Bartkowej półkolonii wspinaczkowej był zamek Tenczyn.
Jest to duży kompleks ruin, który bardzo nam przypadł do gustu. Niestety w chwili kiedy go odwiedziliśmy nie było możliwości wejścia na jedno skrzydło zamku. Pan z obsługi zapewniał, że niedługo właściciel zamku uzyska pozwolenie i ta część również będzie udostępniona.
Po sprawdzeniu wszystkich zakamarków zamku udaliśmy się do Muzeum Agatów, które znajduje się jakieś 200 m od ruin. Można w nim zobaczyć piękne eksponaty i zachwycić się pięknem natury zamkniętym w kamieniu.
Kolejny dzień zwiedzania ciekawych obiektów Jury Krakowsko-Częstochowskiej rozpoczęliśmy od zamku Pilcza. Są to ruiny, w których udostępnione dla turystów są dziedziniec i wieża.
Niestety musieliśmy z tego zamku szybko uciekać, ponieważ w momencie gdy byliśmy na szczycie wieży poczuliśmy pierwsze krople deszczu. Do auta dobiegaliśmy już w porządnej ulewie. Rozpętała się taka burza, że przy okolicznych drogach rowy nie dawały rady odprowadzić całej wody i były całkowicie zakryte. Jak jechaliśmy, to woda na drodze sięgała nam powyżej połowy koła. Było to niezłe przeżycie dla dzieci, ale wszyscy byli bardzo dzielni i nie bali się.
Następnie udaliśmy się do zamku Rabsztyn, który jest częściowo odrestaurowany. Również w tym miejscu weszliśmy na najwyższy punkt obiektu, żeby podziwiać panoramę dookoła.
Po zwiedzeniu Jaskini Nietoperzowej wybraliśmy się z Helenką, Marysią i Jackiem na przejażdżkę, której celem było zwiedzenie dwóch zamków należących do Szlaku Orlich Gniazd, mianowicie zamków Bobolice i Mirów.
Po godzinie jazdy i drzemce Jacka dojechaliśmy do pierwszego z nich, czyli do zamku Bobolice.
Jest to pięknie odrestaurowany zamek z XIV wieku udostępniony zwiedzającym, w którym oprócz spaceru po dziedzińcu można również zwiedzić komnaty znajdujące się na kilku piętrach i zawierające sporo ciekawych eksponatów.
Bardzo nam się spodobało to miejsce, gdyż widać w nim ogrom pracy włożonej w przywrócenie świetności temu obiektowi. Niestety nie możemy tego samego powiedzieć o ruinach zamku Mirów, gdyż trwał tam remont i nie było możliwości zwiedzenia wnętrza. Może w przyszłości również ten zamek będzie się dumnie prezentował na Szlaku Orlich Gniazd.
Na koniec czerwca mieliśmy okazję odwiedzić Jaskinię Nietoperzową. Byliśmy w pobliżu ze względu na półkolonię wspinaczkową, na którą był zapisany Bartek. Po odstawieniu naszego najstarszego syna pod opiekę instruktora wybraliśmy się z pozostałymi dziećmi do Jaskini Nietoperzowej, której wejście znajdowało się zaledwie 200 metrów od ściany wspinaczkowej.
Mieliśmy spore szczęście, bo w czasie kiedy chcieliśmy zwiedzać jaskinię nie było żadnych innych turystów, więc mogliśmy w spokoju przejść przez cały dostępny obszar sami z przewodnikiem, który starał się opowiedzieć trochę szczegółów dotyczących zarówno jaskini jak i nietoperzy. Niestety, pan przewodnik nie pałał wielkim entuzjazmem i część z tego co mówił brzmiała jakby czytał z kartki, ale i tak było warto zwiedzić jedną z największych jaskiń Wyżyny Krakowsko-Częstochowskiej.
W sobotę 18 czerwca wybraliśmy się na offroadowo-trekkingowy wyjazd na Gorc. W początkowym zamyśle chcieliśmy rozbić się w miejscu bazy namiotowej nieopodal szczytu. Niestety po dojechaniu na miejsce okazało się, że na polu jest dużo osób, gdyż była odprawiana Msza. Postanowiliśmy znaleźć inną miejscówkę na biwak cofając się w stronę kapliczki. Po drodze Asia zauważyła boczną dróżkę prowadzącą na polankę. Pobiegła tam i stwierdziła, że to miejsce się super nadaje na nocleg. Wjechaliśmy tam autem i zaczęliśmy szykować jakieś jedzonko.
Oczywiście najważniejszym punktem programu była kawka.
Rozbiliśmy namioty nieopodal ogniska i przygotowaliśmy sobie pyszne mięsko oraz szaszłyki na grillu. Potem zagrzaliśmy wodę, żeby się umyć i wykorzystaliśmy po raz pierwszy czarne worki prysznicowe.
Wieczorem pojechaliśmy z dziećmi jeszcze raz w okolicę bazy namiotowej, żeby nabrać wody ze źródełka. Okazało się wtedy, że nasza decyzja o zmianie miejsca noclegu była bardzo dobra, gdyż na miejscu bazy były już rozbite 3 namioty turystów, którzy wybrali się w te rejony na pieszo. My jednak woleliśmy spędzić wieczór i noc tylko w naszym, dzikim gronie.
Następnego dnia rano zjechaliśmy do kaplicy w Jamnem na Mszę i wjechaliśmy z powrotem na naszą miejscówkę, po czym postanowiliśmy się przejść na punkt widokowy na przeciwległym zboczu Gorca.
Po krótkim spacerze, wracając do miejsca naszego biwaku zobaczyliśmy dym z ogniska (a byliśmy pewni, że je zgasiliśmy). Okazało się, że na naszej polance mamy gości: byli to właściciele tego miejsca i szałasu, który znajdował się nieopodal. My poczęstowaliśmy ich kawą, oni nas kaszanką z grilla i we wspólny gronie pobiesiadowaliśmy trochę. Dzięki ich uprzejmości mogliśmy tam zanocować i dostaliśmy pozwolenie na kolejny przyjazd.
Wybraliśmy się naszym Landkiem na małą próbę przed wyprawą wakacyjną. Do tej pory nie było okazji , żeby go przetestować w terenie, więc znaleźliśmy znajdującą się niedaleko nas trasę na traseo. Trasa okazała się bardzo ciekawa. Widoki były bardzo przyjemne a trudność części terenowej można ocenić na średnią. Były bardzo fajne podjazdy po sypkich kamieniach, trochę jazdy po parowach i kilka wąskich miejsc. Na szczęście nasz Landek dzielnie dawał sobie radę i bez najmniejszych problemów pokonał wszystkie przeszkody. Na koniec wyjechaliśmy przy Kapliczce Koskowej
Z okazji naszej rocznicy ślubu wybraliśmy się bez dzieci do miejsca dla nas szczególnie istotnego. 8 lat temu na Rohaczu Ostrym oświadczyłem się Mojej Lepszej Połówce. Wtedy był to dzień długiej wędrówki, wielu emocji i przygód (łącznie z wzywaniem TOPRu). Teraz zrobiliśmy sobie spokojną wycieczkę najpierw wokół Rohackich Stawów.
Potem poszliśmy na Smutną Przełęcz. Niestety zabrakło już czasu i pogody na przejście samych Rohaczy i Wołowca.
W ciepłe lipcowe popołudnie wybraliśmy się zobaczyć jedną z największych atrakcji Jury Krakowsko-Częstochowskiej, czyli zamek Ogrodzieniec, znajdujący się w miejscowości Podzamcze.
Sama miejscowość nie robi większego wrażenia, jedyne co rzuca się w oczy to fakt, że na każdym podwórku w pobliżu zamku jest płatny parking (przeważnie 5zł za dzień bez limitu). Nam udało się zaparkować u Sołtysa i był to bardzo dobry wybór, gdyż oprócz samego miejsca parkingowego otrzymaliśmy też szczegółową informację turystyczną.
Droga prowadząca na zamek przypomina nieco Gubałówkę – obraz kiczu i tandety. Turystyka ma swoje prawa i każdy próbuje zarobić na znajdującej się na końcu drogi atrakcji.
Zwiedzanie zamku to bardzo interesujące przeżycie. Jest to dosyć długa ścieżka z kilkunastoma punktami, w każdym z nich znajduje się opis pomieszczeń wraz z fragmentami historii zamku. Schody i przejścia są dużą atrakcją szczególnie dla dzieci, a komnaty robią wrażenie również na dorosłych.
Szkoda że zamek obecnie jest w stanie ruin, w czasach swojej świetności musiał być imponujący.
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.Zgoda