Monastyry pełne ikon

Nie mogłoby zabraknąć na naszej drodze wakacyjnej odpowiedniej dawki sztuki, oczywiście tej w wydaniu prostym, pięknym i zwracającym duszę ku Stwórcy. Mój Kochany Mąż stwierdził dziś rano, że pora na turystykę sakralną, która na pewno jest najlepsza na ból głowy. Nie pomylił się.

Ruszamy drogą do Budvy, a na naszej trasie mamy sześć monastyrów. Nasza Helenka opisała je wspaniale w odpowiedniej kolejności, więc dublować nie będę. Wspomnę tylko o monastyrze, który najbardziej poruszył nasze serca. Rustovo. Krętą, asfaltową drogą wspinamy się naszym dzielnym LanDkiem coraz wyżej i wyżej. Tafla granatowo – szmaragdowego Adriatyku majaczy w dole, a na niej plama wyspy Sv. Stefan. Droga wije się następnie pośród drzew, które przyjemnie chłodzą powietrze. Docieramy na miejsce. Kamiennymi schodkami schodzimy w kierunku sklepiku i bramy, która prowadzi do wnętrza zabudowań monastyru Rustovo.

Monastyr Rustovo
Monastyr Rustovo

Uśmiechnięta, szczupła i wysoka mniszka jakby czeka tu na nas… Pyta, czy pierwszy raz jesteśmy w tym miejscu, a następnie otwiera bramę i wprowadza nas do środka ogrodu, gdzie wszystko ma swoje miejsce. Każdy kwiat, kamień, dzban, klatka z papużką, wszystko położone jakąś dłonią z poczuciem estetyki i harmonii. Wchodzimy do pierwszej cerkwi, w której oglądamy bardzo starą ikonę, umieszczoną w gablocie. To ikona zwana „Pachnącym Kwiatem”.  Historia jej jest niezwykła. Podobno pewien Chrześcijanin kupił ciemne deski od antykwariuszy, z przykazaniem iż należy je złożyć razem, gdyż tworzą one obraz. Kiedy ów człowiek skleił je ze sobą, jego oczom rzeczywiście ukazał się obraz ikoniczny. Odłożył je jednak na później, aby spróbować odtworzyć obraz. Ku jego zdziwieniu po pewnym czasie Bóg sam zaczął pracować nad Wizerunkiem i oczom tego człowieka zaczął ukazywać się obraz Matki Bożej z Jezusem. Ikona trafiła do Rustovo, gdzie jest czczona. Znane są także liczne uzdrowienia, które dokonały się mocą modlitwy przy tej Ikonie…

Ikona Pachnący Kwiat
Ikona Pachnący Kwiat

Mniszka poprowadziła nas następnie do kolejnej cerkwi, która dość nietypowo jak na cerkwie na Bałkanach, wykonana była z drewna i bardzo przywodziła na myśl nasze śliczne kościółki z Podhala. Tu kolejna ikona Matki Bożej z Jezusem, przy niej natomiast modlą się kobiety, prosząc o dar macierzyństwa. Mniszka powiedziała nam, że już ponad sześćdziesiąt wymodlonych małych istnień Bóg powołał dla modlących się pań 🙂

Monastyr Rustovo
Monastyr Rustovo

Wychodząc z cerkwi Mniszka zapytała nas, czy jesteśmy „orthodox family”, czym nas niesamowicie pozytywnie zaskoczyła. Powiedziała, że jak tylko nas zobaczyła, to była pewna, że jesteśmy rodziną prawosławną 🙂 Na co mój Mąż pokazał jej ikonę – miniaturę na swojej szyi i pochwalił się, że to ja piszę i stąd nasza fascynacja kościołem wschodnim 🙂

W sklepiku zakupiłam jeszcze cudownie pachnące kadzidło, aby nam przypominało spokój i harmonię tego miejsca!

Ostatnim naszym celem była Budva. Miasto – perła nad Adriatykiem, jak je zapamiętałam sprzed lat. To już źle wróżyło 😉 Znaleźliśmy parking nieopodal murów starego miasta i ruszyliśmy, aby zatopić się w ich klimat. Kroczymy wąskimi, kamiennymi uliczkami, przeciskając się w tłumie turystów, nieomal przebiegamy przez nie, jak w labiryncie, aby móc się uwolnić od tego natłoku przepychu, kiczowatych pamiątek, zawrotnych cen, biżuterii i klimatu Wenecji. Hmmm po raz kolejny dochodzimy do wniosku, że takie „turystyczne perełki” nie są dla nas…

Stare Miasto w Budvie
Stare Miasto w Budvie

Oczywiście dzieci głodne, a my zerkając w karty menu dostajemy nerwicy. Znaczy ja. Ceny około 2,5 raza wyższe niż w naszym Sutomore. Żal kupić nawet kawę w tak wyśrubowanych cenach! Wpadamy na pomysł, że tu zjemy jakąś przekąskę z „Pekary”, a w domu pójdziemy na porządny obiad. Pomysł wypalił świetnie, bo dzieci wciągnęły ze smakiem pitę z jabłkiem, a my z mięskiem 🙂

Przekąska w Budvie
Przekąska w Budvie

Czym prędzej ruszamy w drogę powrotną, gdyż jest szansa na kąpiel w morzu, a dzieci pragną tego, jak wielbłąd wody.