Powrót do domu

Dzisiaj planowaliśmy wyjechać koło 6:00 rano, ale trochę nam to nie wyszło, ponieważ zjedliśmy jeszcze na śniadanie kaszkę, no i kończyliśmy się pakować.

Tuż przed wyjazdem

Wyjechaliśmy o 7:10. Do domu tego tatusia kolegi koło Budapesztu nawigacja pokazywała 5 h 48 min. Do granicy z Węgrami droga nam się nie dłużyła. Zatrzymaliśmy się tylko raz na stacji benzynowej. Celnicy na granicy się nie spieszyli, była kolejka kilku aut. Chwilę czekaliśmy.

Na Węgrzech też zrobiliśmy krótki postój na stacji benzynowej, ale potem już lecieliśmy autostradą do Budapesztu. Do tatusia kolegi dojechaliśmy około 13:00. Tatuś nie widział się z nim od 12 lat, więc to była dobra okazja do spotkania. Graliśmy z jego córką, Vivien, w UNO, bo dogadać się było dosyć trudno – tylko po angielsku.

Wyjechaliśmy od niego o 14:40. Mieliśmy jechać dalej o 14:15, ale nie wyszło. Kiedy jechaliśmy do Słowacji, pisałam na smartphonie tatusia wpis na przedwczoraj. Dopiero droga przez Słowację nam się dłużyła, bo jechaliśmy inną trasą, omijając płatne odcinki. Do Polski tez mieliśmy wjechać w innym miejscu, bliżej Krakowa. Przez Słowację jechaliśmy kilka godzin, w Polsce mieliśmy do przejechania tylko około 80 km.

Na Słowacji zatrzymaliśmy się raz na stacji. Rodzice zamówili sobie kawę, mamusia poprosiła o dolanie do niej wody. Potem okazało się, że woda którą pani na stacji do niej dolała, była zimna. Mamusia zdenerwowała się, powiedziała że Słowacy są nie powtórzę jacy i wylała kawę koło auta. No trudno. Tatuś mówił, że kawa na Słowacji i tak jest niedobra.

Do domu dojechaliśmy o 21:10. Dziadziowie i nasze koty już na nas czekali. Rozpakowaliśmy auto (w deszczu, bo zapomniałam dodać, że już od Słowacji padało) i ułożyliśmy bagaże na korytarzu, żeby zrobić im zwyczajowe zdjęcie.

Dzisiaj mamy grilla z makreli które przywieźliśmy.

Makrele

To już koniec tych wakacji, ale tatuś wstawi jeszcze nasz filmik 🙂